Moja pierwsza gruzińska wigilia

 

Moja pierwszą gruzińską wigilią spędziłam w terminalu lotniska w Kopitnari J. No tak, bo gdzieżby indziej można byłoby spędzić ten jedyny i wyjątkowy dzień w całym roku. Co prawda gruzińskie święta te religijne zaczynają się dwa tygodnie po naszych (według kalendarza juliańskiego), ale tu, w Gruzji świętuje się od 24 grudnia do 14 stycznia bo dlaczego nie, przecież każda okazja do świętowania jest dobra  J

Miasta są przepięknie przystrojone światełkami i choinkami, na straganach można kupić  Cziczilaki – tradycyjną gruzińską ozdobę bożonarodzeniową, długo przed sylwestrem i po nim słychać strzały fajerwerków, i choć najważniejszym dniem, a w zasadzie nocą jest noc sylwestrowo- noworoczna to cały ten czas świąteczny jest jak z Netfliksowych seriali christmasowych.

Tak więc wylądowałam 24.12  w samo południe na mojej ukochanej gruzińskiej ziemi, załatwiłam formalności, włączyłam telefon i po chwili otrzymałam smsa ,,kochana zeszła lawina, droga nieprzejezdna, jeszcze nie wyjechaliśmy ze svanetii,,. Czar prysł, zawsze ktoś na mnie czekał na lotnisku, albo jechałam marszrutką, a tu L. Z pomocą przyszli jak zawsze niezawodni taksówkarze, chętni do pomocy i dostarczenia mnie i mojego dobytku do domu, ale słysząc gdzie mieszkam, niestety ich chęci stopniały szybko jak śnieg przed lotniskiem

Nie pozostaje nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i czekać, przy odrobinie szczęścia za 5-7 godzin ktoś po mnie przyjedzie. A jeśli droga będzie nieprzejezdna trzeba będzie poczekać trochę dłużej. Plusem oczekiwania na gruzińskim lotnisku jest przyjazna atmosfera, nikt cię nie wygania, co chwilę ktoś zagaduje, szczególnie taksiarze oczekujący na kolejne loty zagadują z ciekawości. Dzięki tym rozmowom poznałam dwóch kolegów, którzy w późniejszych czasach nie raz ratowali mnie z opresji, pomagając w tłumaczeniu innym dlaczego nie chce taksówki, albo dlaczego siedzę tu już drugi dzień lub podwożąc na ostatnia marszrutkę do Zugdidi i dzieląc się posiłkiem oraz  napitkiem J. Tak też było i tym razem. Lotnisko szybko opustoszało, a ja zostałam sama ze swoim dobytkiem. Bardzo szybko zainteresowała się mną pani z firmy transportowej, bo myślała że może na autobus czekam, i pan celnik który już na odprawie miał ze mnie banię bo zablokowałam całą taśmę nie mogąc ściągnąć swoich bambetli. Ciężko było nie zwrócić na siebie uwagi, zapewne wyglądałam jak połączenie uchodźcy z domokrążcą, i do kompletu brakowało mi tylko trzydrzwiowej szafy z lustrem.

Urządziłam sobie wygodny kącik przy jedynym lotniskowym barze i czekałam.

Wiało nudą, taksówkarze powoli się zjeżdżali, obsługa lotniska snuła się leniwie po terminalu.

W słuchawkach leciała moja ulubiona Nargiz, chyba mi się troszeczkę odleciało. Do rzeczywistości przywołała mnie starsza pani – dziewczyno możesz popilnować mojej torby-zaspana pokiwałam twierdząco głową. Chyba faktycznie misie przysnęło, kafejka była pełna ludzi, a na wyświetlaczach zapowiadali kolejny lot.

Starsza pani wróciła, ciągnąc za sobą  męża i mała dziewczynkę.

Przysiedli się, rozpakowali pół torby jedzenia, i jakbyśmy byli starymi znajomymi zaczęli na przemian to wypytywać co u mnie, to opowiadać co u nich.  Przyjechali trochę za wcześniej, a oczekują lotu z Niemiec bo wnuczka wraca z roboty na święta. I tak od słowa do słowa okazało się że i oni ze Swanetii tyle że z dolnej, i że zmęczeni bo droga daleka. A mnie gdzie niesie, no na sam koniec do Ushguli mówię, na co uruchomiła dziewczynka, taka może pięcioletnia- a to tam gdzie mieszka śnieżny dziadek .Śnieżny dziadek? No tak tak, ten co poprzynosi prezenty. Babcia dziewczynki chyba zauważyła że  nie za bardzo rozumiem albo wiem o czym  mówi je prawnuczka.

I właśnie 24.12 w terminalu lotniska w Kopitnari, dowiedziałam się że …moim sąsiadem jest gruziński Święty Mikołaj

No więc gdzie mieszka gruziński Święty Mikołaj?

Tovlis Babua (czyli „dziadek śniegu”) mieszka w górach Swanetii, w krainie nieprzeniknionych lasów i ośnieżonych szczytów. Opuszcza swoją  ojczyznę raz do roku tylko po to, by życzyć dzieciom Szczęśliwego Nowego Roku.

Według legendy Tovlis Babua (we wschodniej Gruzji nazywany jest również Tovlis Papa) urodził się w wysokogórskiej wiosce Uszguli, położonej w górach Swanetii. Ma długą białą brodę, na głowie białą Svańską czapkę z owczej wełny, i odziany jest w  biały płaszcz.

Ma też ze sobą kindżał jako hołd dla stroju narodowego.
Czym dokładnie różni się Tovlis Babua od innych noworocznych czarodziejów?
Jest samotnikiem, nie ma wnuczki ani towarzysza. Prezenty gruziński noworoczny starzec przynosi w worku tkanym techniką dywanową z wielokolorowych wełnianych nici i ozdobionym dzwoneczkami. Oprócz prezentów zamówionych wcześniej przez dzieciaki przynosi oczywiście słodycze. Nietrudno się domyślić, że to przepyszne gruzińskie churchkhele, gozinaki i różne inne smakołyki.
 
Tak więc bez względu na to w według jakiego kalendarza spędzacie święta, gdzie rzucił was los, lub gdzie utkwiliście, życzę Wam dobrych ludzi wokoło i samych słodkości od Śnieżnego dziadka.
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku 2021








 

 

Komentarze