Hydraulik przychodzi nocą

Najedzeni  i szczęśliwi, w kroplach deszczu maszerujemy do naszego  pensjonaciku, hmm pensjonacik     to może zbyt szumnie powiedziane, w każdym razie wracamy na nocleg. Po trudach podróży, nie marzymy o niczym innym jak tylko o gorącej kąpieli i wygodnych łóżeczkach. Jutro odbieramy z lotniska resztę ekipy i ruszamy w długą  drogę do Svanetii.

Przemoczone buty lądują przy farelkach, ogólnie to dla mnie urządzenie  cud i cieszę się że tu praktycznie na każdej kwaterze są farelki, moje wiecznie zmarznięte stopy są wdzięczne ich producentom, pomysłodawcom i właścicielom kwater że je udostępniają bez ograniczeń                         i marudzenia że za dużo prądu ;)

To ja pierwsza dobiega z korytarza, no idź, idź, ja po tobie, bo my dziewczyny mamy pierwszeństwo.

Obczajam nasz pokoik, no cudny  taki przypominający mi troszkę pokój mojej prababci, do której w dzieciństwie jeździłam na wakacje. Te łoża, ta pościel no na bank przywieźli z Podkarpacia, już się zbieram sprawdzić czy siennika nie ma czasami pod prześcieradłem kiedy słyszę wrzask mojej przyjaciółki. Wszyscy jak raz wybiegamy na korytarz, ona natomiast telepiąc się, odziana w sam ręcznik wybiega z łazienki. Wody nie ma, no nie ma, no coś tam kapie, ale lodowate. Jak my się umyjemy? To się nie umyjemy stwierdzają zgodnie chłopaki i już gotowi wskakiwać pod pierzyny. Ale jak się nie umyjemy? Ja musze jojczy psiapsi, a ja chociaż zachowuje pozory, zastanawiam się czy najpierw odwalić histerie czy awanturę, bo jak to tak bez mycia?

Jest grubo po 22.00, ale widzę że na dole u gospodyni pali się światło, idę, zapytam. W tym kraju są takie ustrojstwa, że może wystarczy przekręcić żarówkę dwa razy w lewo raz w prawo, spuścić wodę w wc i cudownie popłynie ciepła woda w prysznicu. Zapytam.

Gospodyni, Pani grubo po sześćdziesiątce  odziana w  szlafroczek i stylowe  bamboszki z pomponem, otwiera mi drzwi i radosnym gestem  zaprasza do środka. Staram się tłumaczyć że wody nie ma, że zimna, że chcemy się umyć.  Niestety Pani Salo nie rozumie mojego migowego rosyjsko czesko polskiego języka, a ja nie rozumie gruzińskiego.  Ja odstawiam kalambury level hard, a moja gospodyni zaprasza mnie do stołu na herbatkę i ciasto. Zaczynam się już lekko irytować, ale pewnych płotów nie przeskoczę chyba ze zdarzy się cud. I cud nadchodzi, z wersalki w kącie pokoju głowę podnosi drobniutka staruszka, wody chcesz? Nie chce wody, nie ma wody w łazience. A to trzeba dzwonić  do jej męża, pokazuje na zdezorientowaną Salo. Jeszcze dwa słowa do córki i znika w pieleszach. Gospodyni wybiera numer w telefonie i podaje mi słuchawkę. Słodki jeżu w karmelu, że niby co ja mam z tym telefonem zrobić?  W słuchawce odzywa się męski głos. Jestem Gio  gospodarz, co się stało? Aaaaa yyyyy  borze szumiący nigdy w życiu nie rozmawiałam przez telefon po rosyjsku, ja ledwo machano dukanym się posługuje, a przez telefon no jak ja mu pokażę że wody nie ma no jak.  Odkopuje wszelkie możliwe słowa które gdzieś tam sobie mieszkają na półkach mojej mało poukładanej głowy, w duchu sobie obiecuje że jak tylko wrócę do Polski to zapisuję się na lekcje rosyjskiego, i w tym stresie płynnym rosyjskim w trzydzieści sekund wyjaśniam cała sytuacje.  Chwila ciszy w słuchawce i Gio oznajmia, że on nie może, ale zaraz wysyła znajomego  hydraulika, i ani się obejrzymy  będzie ciepła woda. Oddaje słuchawkę Salo. No co mamy zrobić, bywa zepsuło się. Szczęśliwi nie jesteśmy, dochodzi północ, no my nie jesteśmy szczęśliwe, bo chłopaki  no przecież dzień dziecka nikomu nie zaszkodził jeszcze. Czekamy na mechanika chociaż wątpimy że ktoś będzie w środku nocy jechał bo wody nie ma. Gospodyni przynosi nam ciasto i konfiturę z winogron, którą później zabierzemy ze sobą w woreczku po kanapkach J bo nigdy wcześniej ani nigdy później nie jadłam tak dobrej konfitury, niebo w gębie.  Zajęci wyjadaniem konfitury, nie zauważyliśmy kiedy majster przyszedł i kiedy wyszedł. Gospodyni radośnie oznajmiła coś, co najpewniej oznaczało że jest woda, bo wyraźnie była zadowolona, więc moja kompanka poszła sprawdzić efekt pracy majstra, a że już z krzykiem nie wypadła na korytarz byliśmy pewni że  woda jest ciepła, reszcie ekipy nie chciało się jednak tego sprawdzać. Rano ruszamy w dalsza drogę.

  


 




Komentarze