Fotografia ekstremalna

 

Wczoraj w Gruzji ogłoszono kolejne obostrzenia covidowe, które miedzy innymi  bardzo uderzają w miejscowości górskie i ośrodki narciarskie. Liczyliśmy na to że wraz z mrozem i śniegiem pojawia się też turyści spragnieni zimowego szaleństwa, a kondycja mocno już nadszarpniętego budżetu nieco się poprawi. No jest inaczej. Ale dziś nie o tym, chociaż o zimowym szaleństwie jak najbardziej. Przypomniała mi się akcja z ubiegłego roku, o której muszę Wam opowiedzieć .

To było jakoś końcem stycznia, stacjonowała akurat u nas grupka 15 czy 16 osób, wesołych gości z Czech.  Radośni  to byli młodzi ludzie, wieczorami  degustowali lokalne trunki i tańczyli do późnych godzin nocnych. A dnie spędzali na zimowym szaleństwie w położonym niedaleko Mestii ośrodku narciarskim  Tetnuldi ski resort.  Zima zaczęła dopisywać i śniegu nie brakowało , chociaż nie było go tak dużo jak w latach poprzednich. Takie tam trzy metry na górnej stacji kolejki. Musze dodać że z  góry roztacza się niesamowicie piękny widok, cudowna panorama Kaukazu .

Rano  więc zawoziliśmy naszych gości pod stacje kolejki  a o 16:00 kiedy zamykają wyciągi ( tak tu zamykają wyciągi o16:00 ;)) w międzyczasie jest godzinna przerwa techniczna, czasami wszystko się zatrzymuje bo brakuje prądu ale i tak jest fajnie )przyjeżdżaliśmy aby zabrać ich na kolację.

Tego dnia było wszystko normalnie jak co dzień, zawieźliśmy naszą wesoła gromadkę wraz ze sprzętem  do ośrodka narciarskiego, a o 16:00 wróciliśmy po naszych gości. Wszyscy radośni, uśmiechnięci opowiadają o wrażeniach pakujemy sprzęt na dach samochodu, zbieramy się do odjazdu, góry zaczyna przykrywać mgła, parking przez dzień zatłoczony pustoszeje. A my,a my nie możemy się doliczyć  jednego gościa. Nasza wesoła gromadka nie ogarnia, czy rano kolega przyjechał z nami czy po wesołej nocy rano jednak w góry nie pojechał. Zaczynają się telefony. W pokoju go nie ma. Burza mózgów. Chłopaki nie pamiętają co było rano, dziewczyny coś kojarzą że Honza jednak rano był w samochodzie, bo przecież są jego buty. Dzwonimy do Honzy ale jego telefonie odpowiada. Widoczność na zewnątrz się pogarsza, robi się późno i zaczyna zmierzchać.

Nie pozostaje nic innego jak dzwonić  po pomoc. Służba górska zjawia się błyskawicznie, i na śnieżnych skuterach jada w górę. Trochę to trwa, siedzimy w samochodach i czekamy na rozwój wydarzeń. Nasza wesoła gromadka ucichła. Dzwonię do kolegi ze służby górskiej czy ma jakieś wieści. Mówi że na głównych nartostradach nikogo nie znaleźli, ale wielu narciarzy jeździ po za szlakami. Czekamy dalej. Czas się strasznie dłuży. Dzwoni Goga, znaleźli Honze i się rozłącza. Kurde znaleźli ale co jak gdzie, żywy, cały. W głowie tysiąc pytań. Czekamy dalej. Skoro znaleźli, to co by nie było na pewno zaraz będą na dole. Ekipa zmarznięta, ale nikt nie chce jechać do domu, wszyscy chcą czekać na kolegę.

Słychać warkot skuterów, są i maja naszego gościa. Żywy, cały. Zmarznięty, zdezorientowany i wystraszony ale żywy. Ekipa pakuje się do samochodów, a my zamieniamy dwa słowa z ratownikami. Nasz turysta miał bardzo, bardzo dużo szczęścia.

Jedziemy do domu

A pewnie ciekawi jesteście co się stało

Otóż  nasz Honza okazał się miłośnikiem nie tylko śnieżnego szaleństwa po za szlakami, ale i górskiej fotografii ekstremalnej. Tak więc nasz bohater jadąc na nartach po za nartostradą zachwycił się cudownym widokiem i postanowił te panoramę uwiecznić. Tak więc wypiął się z nart wbił je w śnieg aby i je uwiecznić na fotografii. Zrobił dwa kroki w tył i w tym momencie jak stał, tak zapadł się w śnieg po szyję. Wołał, krzyczał, liczył że może jakiś inny narciarz też zjedzie po za szlak, ale nie. Robiło się zimno, widoczność się psuła, starał się wyciągnąć telefon, ale zrozumiał że jak się szamocze to się zapada. Zaczął tracić nadzieję, z nerwów i zimna tracił poczucie czasu. Czuł że opada z sił. I wtedy usłyszał warkot silnika, ściągnął czapkę i zaczął nią machać, co w ostatniej chwili zauważył ratownik.   I Honza został uratowany. A mogło skończyć się źle, oj bardzo źle.

Tego wieczoru nie było lokalnych trunków, ani tańców.  Było cicho i poważnie. Ogień w kominku i herbata. Tylko z kąta salonu słychać było pochrapywanie śpiącego Honzy raz po raz przerywane głośnym apsik.











 

Komentarze